AutorytetWedług oficjalnych źródeł - najpotężniejszy z technomantów, obrońca miasta, ostatnia nadzieja ludzkości. Autorytet dzierży w Bostonie władzę absolutną. Choć o losie miasta pod czujnym okiem Rady Dziewięciu decydują zwykle politycy i szefowie korporacji, dekret Autorytetu automatycznie i bezsprzecznie stanowi prawo. Nikt nie wie, jakiej płci jest Autorytet. Ba, nie ma chyba osoby w mieście, która kiedykolwiek Autorytet widziała, zatem wielu twierdzi, iż jest on/ona jedynie kukłą w rękach Rady lub czymś w rodzaju orwellowskiego Wielkiego Brata.
Astarot Stosunkowo młody klub i obecna Mekka zbuntowanej, bostońskiej młodzieży. To, że ulokowany jest jedynie kilka przecznic od Purgatorium, zdaje się nie szkodzić jego popularności. Przeciwnie, wysoki poziom przestępczości w okolicy i związany z nim zastrzyk adrenaliny działają na młodych jak magnes. Czasem, jakiś pechowy dzieciak nie wraca do domu, ale tak to już jest, no nie? Budynek, w którym mieści się Astarot jest wspaniałym przykładem przedbłyskowej architektury. Posępny, a zarazem pełen mrocznego majestatu, zwieńczony posągami gargulców z pogardą spoglądających na rozciągające się dookoła miasto. W Astarocie grany jest przede wszystkim metal we wszystkich jego odmianach, ale fani rocka, muzyki punk i acid również co noc znajdują tam coś dla siebie. Założycielem i właścicielem owej jaskini grzechu jest Uratha - niejaki Melchior Crowless. Prawdopodobnie z racji jego nadnaturalnego dziedzictwa klub Astarot cieszy się opinią miejsca, w którym półludzie mogą bez przeszkód bawić się wraz z ludźmi, a tolerancja jest warunkiem wstępu.
BiomodyfikacjeNa przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku wiele kontrowersji wywołał rosnący popyt na operacje plastyczne. W dwudziestym piątym stuleciu popyt ten przybrał formę pełnoprawnego trendu, a wraz z postępami w medycynie kosmetyczne biomodyfikacje (powszechnie zwane modami) stały się ogólnodostępnym środkiem upiększania lub po prostu udziwniania fizjonomii.
Zmiana kształtu nosa czy ust, linii brwi czy szczęki to drobnostka, zresztą mało oryginalna. Na ulicach dolnego Bostonu gardzi się unormowaną estetyką zamożnych oraz ludzkimi lalkami o gładkich, doskonale symetrycznych, pozbawionych oznak wieku obliczach i wyidealizowanych kształtach. W celu zaistnienia w świecie awangardowej mody należy stawiać na egzotykę.
Wiele nastoletnich dziewcząt i niemało chłopców marzy o modyfikacjach z serii catgirl lub catboy, wzorowanych na przejawiających zwierzęce cechy postaciach z filmów animowanych. Zwolennicy tego trendu oburzają się, gdy myli się ich z izolacjonistycznym ruchem furry, fetyszyzującym i upodabniającym się do postaci antropomorficznych zwierząt. Na podziemnej scenie króluje image cyberfae, łączący perfekcyjne kształty i oblicza istot z europejskiego folkloru z cybernetycznymi protezami pozbawionymi syntetycznej skóry i wszelkich innych elementów sprawiających, iż nie rzucają się zbytnio w oczy. Najodważniejsi dyktatorzy mody – tacy jak przedstawiciele wciąż żywego goth/macabre – starają się promować tak zwane ‘piękno alternatywne'. Na ich nieszczęście władze krzywo patrzą na okultystyczne symbole ryte na kościanych wypustkach, irokezy z kolców jeżozwierza, skórę koloru węgla i temu podobne ekstrawagancje. W mieście, w którym martwi chodzą między żywymi, wilki mówią ludzkim głosem, a w ciemnościach czają się nieopisane koszmary, w razie jakichkolwiek wątpliwości do dziwolągów najpierw się strzela, dopiero potem zadaje pytania.
Oczywiście, tak jak cybernetyka, przemysł biomodyfikacji ma ogromny potencjał bojowy. I tutaj jednak rząd pilnie strzeże swych sekretów, gotów użyć zarówno nadzwyczaj wyszukanych jak i bezpośrednich środków, aby upewnić się iż najnowsze technologie nie trafią w niepowołane ręce. Wszystko, rzecz jasna, dla dobra obywateli.
Według oficjalnych szacunków na dzień dzisiejszy co najmniej czterdzieści pięć procent populacji Nowego Bostonu posiada jedną lub więcej biomodyfikacji, z czego prawie połowę stanowią obywatele tzw. górnego miasta.
Bionika i cybernetykaNie sposób ukryć, iż technologia osiągnęła dostatecznie wysoki poziom, aby spełnić fantazje wielbicieli przedbłyskowego cyberpunku. Świat poszedł do przodu, przyszłość jest dzisiaj. Neurolink jest w powszechnym użytku, wbudowane w czaszkę odtwarzacze audio są tanie i popularne wśród młodych ludzi, natomiast zintegrowane modemy datasfery i banki pamięci doskonale sprawdzają się w biznesie. Kiedy nowa kończyna, wyhodowana z własnego DNA, jest zbyt drogą opcją dla kaleki, dużo tańszą alternatywą zawsze pozostaje lepszej lub gorszej jakości bioniczna proteza. Zapomnij jednak o nadludzkiej sile i wszelkich opancerzonych, naszpikowanych uzbrojeniem cudeńkach. Wszystko to jest pod ścisłą wojskową kontrolą. Naturalnie, czarny rynek operuje i w tej dziedzinie oferując desperatom kiepskich chirurgów i brudne kliniki, w których ciała wyposaża się w multum przydatnych acz nielegalnych gadżetów, jednak dostęp do profesjonalnego bojowego sprzętu wymaga najwyższych starań nawet ze strony najbardziej wpływowych grup przestępczych.
Branża ta nie znalazła jak dotąd zbyt szerokiej klienteli wśród wciąż nieufnej społeczności półludzi. Nie zapominajmy, że zdolności regeneracyjne wampirów jak i metamorfozy Uratha z regularnych wszczepów uczyniłyby w najlepszym wypadku bardzo bolesną pomyłkę. Niemniej, za odpowiednio wyższą cenę nawet nadnaturalna istota może sprezentować sobie implant odpowiednio dostosowany do niestandardowych potrzeb jej ciała.
Boston UniversityWspółczesny Uniwersytet Bostoński to dość specyficzną instytucja powstała w wyniku fuzji z Uniwersytetem Harvarda i MIT. Główny gmach uniwersytetu, nowoczesny, ogromny budynek, w którym mieszczą się sale wykładowe, laboratoria i biblioteki, otoczony jest przez kompleks akademików. Jedna z panujących tu zasad: im wyższe piętro, tym lepszy standard oraz prestiż mieszczących się na nim klubów studenckich.
Powszechny dostęp do edukacji to tylko mrzonka w świecie, w którym istnieją obywatele gorszej kategorii. Nielicznych stać na całkowite finansowanie studiów, które mogą stać się przepustką do lepszego świata. Istnieją subsydia od władz, ale zasady ich przyznawania są dość tajemnicze. Nic więc dziwnego, że studenci zaciekle konkurują o stypendia za wyniki w nauce. Jeśli te się obniżą, odpadasz, miasto nie łoży na przegranych. Utrzymanie się tutaj to kwestia wielu umiejętności, niekoniecznie podręcznikowych. Wielką rolę może odegrać na przykład podsunięta odpowiedniej osobie łapówka. Choćby za znalezienie pokoju w akademiku. Przeróżne świństwa wyrządzane sobie nawzajem przez studentów - od usunięcia z dysku notatek tuż przed sesją, do storpedowania projektu naukowego - nie są wielką tajemnicą. Uniwersytet to siedziba oświaty, ale jest przy tym niebezpieczny niczym dżungla.
Populacja studentów nie jest jednolita. Są wśród nich ci biedni i naprawdę zdolni, są dzieci urzędników państwowych, a także ci, którzy po prostu mieli szczęście urodzić się jako dziecko kogoś naprawdę wpływowego lub bogatego (choć jedno i drugie zazwyczaj idzie w parze). Dla nich zawsze będzie miejsce wśród studentów. Nie mają problemów z zaliczeniami ani znalezieniem promotora.
Nadejście sesji egzaminacyjnej to święto ponure i żywiołowe zarazem. Niejeden student drży o swój los tuż przed ogłoszeniem wyników semestralnych. Koniec sesji i oczekiwanie na wyniki zawsze skutkują wielką, nawet kilkudniową balangą. Studenci - ci biedniejsi - starają się zapić strach, a potem skacowani wleką się pod wielką tablicę w holu głównym uniwersytetu po wyrok lub jego odroczenie. W całym akademiku trwają imprezy, jest radość, ale i rozpacz przegranych, czasem kilka samobójstw.
/opis autorstwa Sereny/
CałunNiebo, pomimo wysiłków magów z całego świata, pozostaje zasnute powłoką purpury i czerwieni zwaną Całunem. Nie przenika przez nią nawet jeden promień słońca, przez co Boston jak i cały świat pozostają w objęciach niekończącej się nocy. Dla większości urodzonych po konflikcie terminy noc i dzień to czysta abstrakcja. Rytm snu i aktywności różni się z osoby na osobę, a często uwarunkowany jest godzinami pracy. Miasto, tak naprawdę, nigdy nie cichnie, nigdy nie zasypia. Dla wampirów jest to o tyle wygodne, iż nie muszą chować się pod ziemię, zabijać okien deskami, ani błąkać się po kanałach. Każdy z nich wciąż czuje przymus co najmniej pięciu godzin snu w ciągu doby. W przeciwieństwie do żywych, trudno im to przezwyciężyć, ale te pięć godzin wystarcza im w zupełności.
- Spoiler:
Dzień Jak Co Dzień
Jednym z pierwszych odnalezionych w datasferze przedbłyskowych wideoblogów okazał się strzęp z życia niejakiej Jesse Callahan. Ten niepozorny, niespełna siedmiominutowy zapis stał się pod koniec lat osiemdziesiątych dwudziestego czwartego wieku przyczyną co najmniej dwustu dziewiętnastu samobójstw wśród bostońskiej młodzieży. Przedstawia on scenę nagraną w nowojorskim parku sześć miesięcy przed Błyskiem. Jesse, dziewczyna o kwitnącym talencie prozatorskim, filmuje i komentuje w niej ludzi spacerujących zielonymi alejkami, uprawiających jogging lub aerobik, bawiących się z dziećmi, piknikujących wraz ze swymi ukochanymi, grających z przyjaciółmi. Z jej słów bije wyraźny, acz nietypowy dla tak młodej osoby, zachwyt nad pięknem tego zwyczajnego dnia. Pod koniec nagrania autorka kieruje obiektyw kamery ku swojej piegowatej, przeciętnie atrakcyjnej twarzy i z uśmiechem intonuje: „Nazywam się Jesse Callahan. Mam szesnaście lat i jestem zakochana.” Nad jej ramieniem, przez gęstwinę liści, na tle najpiękniejszego odcienia błękitu błyszczy nieprawdopodobnie jasne słońce.
Demihuman Rights AwarenessDRA jest organizacją założoną w 2313 roku przez Davida Rowlanda, wampira z klanu Ventrue, w celu walki z nietolerancją wobec półludzi. Rowland z natchnieniem przekazywał ludziom prawdę o wampirzej historii, ich naturze i motywach Maskarady, dzięki czemu jego organizacji udało się wywalczyć dla części wampirów podstawowe prawa obywatelskie. Nieudany zamach na Rowlanda w 2319, ku zdziwieniu Autorytetu i Rady Dziewięciu, wywołał wielki skandal i rozpoczął burzliwą dyskusję na temat humanitarnego traktowania półludzi. W ruch poszło wiele reform mających na celu utworzenie społeczeństwa egalitarnego i jednocześnie bezpiecznego. Zachęceni swoimi sukcesami, działacze DRA rozszerzyli swój protektorat nad Uratha, Faerie oraz niektóre duchy i do dziś walczą o równouprawnienie dla nadnaturalnych obywateli Bostonu. Sam David Rowland został wraz z ludzką kochanką zamordowany (spalony żywcem) we własnym domu w 2328 roku. Sprawców nigdy nie odnaleziono.
MedycynaW obliczu potęgi współczesnej technologii ciężko pojąć dlaczego wśród populacji wciąż szerzą się choroby. Praktycznie każdą kończynę, organ lub tkankę można wymienić na nową, doskonale dopasowaną, bo wyhodowaną z DNA pacjenta. W przypadku bardziej skomplikowanych schorzeń wyspecjalizowane placówki oferują chirurgię na poziomie molekularnym. Nad wyraz obiecujące wydają się również pierwsze kroki stawiane w dziedzinie ogólnodostępnej nanomedycyny, natomiast najnowsze metody diagnozy zadziwiają swą wydajnością i pozostawiają naprawdę niewiele miejsca na wątpliwości co do optymalnego sposobu leczenia. Jak to więc możliwe, że ktokolwiek musi jeszcze cierpieć choćby z powodu przeziębienia?
Cóż, trudno wytłumaczyć ewolucję systemu opieki medycznej oraz funduszy społecznych od czasu Błysku nie zagłębiając się jednocześnie w detale nieustających przemian w gospodarce miasta, które wciąż boryka się z takim lub innym kryzysem. Dość powiedzieć, iż koszta najprostszych zabiegów zaawansowanej medycyny w chwili obecnej znacznie przekraczają budżet awaryjny przeciętnego obywatela Bostonu, a wysokość miesięcznej składki ubezpieczeniowej często zbliżona jest do wysokości jego miesięcznych dochodów. Karta ubezpieczeniowa, upoważniająca do relatywnie taniego, nowoczesnego leczenia, jest przywilejem, którym mogą cieszyć się co najmniej średnio zamożni obywatele. Reszta musi zadowolić się zatłoczonymi, wiecznie niedofinansowanymi przychodniami, gdzie lekarze zmuszeni są radzić sobie przy użyciu środków niewiele lepszych od tych stosowanych przed pięciuset laty. Niemało jest też osób gotowych zwrócić się o pomoc do taumaturgów, szamanów i innych jednostek obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami uzdrawiania, władze jednak podejrzliwie odnoszą się do podobnie utalentowanych obywateli. Prawo jest niejasne w kwestii korzystania z owych zdolności z wyjątkiem przypadków, w których zagrożone jest czyjeś życie. Przyjmowanie wynagrodzenia za podobne usługi jest natomiast nielegalne, co skutecznie zniechęca większość potencjalnych znachorów.
Oczywiście, nawet dla najbogatszych świat nie jest jeszcze całkowicie bezpiecznym miejscem. Wręcz przeciwnie. Wprawdzie uporaliśmy się z ebola i HIV, ale po tych zarazach przyszły następne. Ponure żniwo zebrał swego czasu syndrom Tasslera-Irvinga, zwany również STI lub po prostu drgawkami. Po nim przyszła kolej na febrę umbralną, przenoszoną w płynach ustrojowych pewnego pasożyta, który przybył do Bostonu z niezbadanych głębin Cienia. Innym razem nieszkodliwy (jak się na początku wydawało) grzyb występujący w zaniedbanych toaletach, umywalkach i na kafelkach, a przenoszony czasem pod paznokciami i na obuwiu niczego nie świadomych obywateli, błyskawicznie rozprzestrzeniał się w pozbawionych życia ciałach wampirów. Wkrótce wyszło na jaw, iż w dość agresywny sposób karmi się martwą materią organiczną. Wskutek gorączki Lin implodowały ludzkie dusze, a niezbadana jak dotąd odmiana wścieklizny kilka lat temu zmusiła stróżów porządku do, ahem, uśpienia wielu zarażonych Uratha.
- Spoiler:
Gattaca
Eugenika nie wzbudza w Bostonie większych kontrowersji. Powszechnie uznaną praktyką wśród pięknych i bogatych z wyższego miasta są badania genomu przyszłych małżonków w celu zapewnienia ewentualnemu potomstwu (czyt. spadkobiercom) optymalnego zestawu cech fizycznych i mentalnych predyspozycji. I nie jest to zwykła fanaberia. Kandydaci na wyższe stanowiska w wielu firmach jak i potencjalni klienci agencji ubezpieczeniowych sprawdzani są pod tym właśnie kątem, nie wspominając nawet o badaniach wymaganych przez prokuratorów, albowiem garnitur genetyczny obywatela może świadczyć za lub przeciw niemu w sądzie.
- Spoiler:
Szósta Plaga
Najnowszym zagrożeniem wydaje się choroba nieoficjalnie zwana hipergangreną lub po prostu zgnilizną. W przeciwieństwie do wielu innych schorzeń, nie oszczędza ona ani zazwyczaj cieszących się znakomitym zdrowiem wilkołaków, ani nieumarłych ciał wampirów, choć w przypadku tych ostatnich postępuje znacznie wolniej.
Pierwszym jej objawem jest zazwyczaj ogólne osłabienie organizmu i apatia. W miarę postępu choroby pojawia się silna awersja do przyjmowania pokarmu. Wampiry przejawiają problemy z wchłanianiem vitae, często wymiotując niedawno wypitą krwią. Mniej więcej po trzech lub czterech tygodniach od inkubacji – dwa razy tyle w wypadku wampirów – ciało chorego zaczyna powoli ulegać nekrozie. Proces ten jest bezbolesny i zazwyczaj rozpoczyna się od punktu, w którym nastąpiło zakażenie, po czym rozprzestrzenia się na cały organizm. Przeważnie towarzyszy mu również dość gwałtowna deterioracja zdrowia psychicznego. Występujące na przemian stany pobudzenia i głębokiej depresji, skłonność do agresji, częste stany lękowe, a nawet psychosomatyczna katatonia są typowymi reakcjami psychiki na zmiany zachodzące w tym stadium w organizmie. Z czasem niektóre ofiary zaczynają nękać także schizofreniczne urojenia oraz strach przed intensywnym światłem. Uratha wraz ze zmysłami tracą zdolność zmiany kształtu, co efektywnie więzi ich w jednej z ich pięciu form. Na szczęście, jak dotąd nie zgłoszono przypadku chorego w formie Gauru. Po upływie kolejnych trzech tygodni rozkład wyraźnie zwalnia tempa, lecz do tego czasu zarażony jest niczym więcej jak rozbitym umysłem uwięzionym w gnijącym, nieumierającym ciele, niewolnikiem nieustającego głodu. W tym stadium choroby niektóre jej ofiary zapadają w pewnego rodzaju letarg, z którego wyrywają się jedynie, gdy w pobliżu znajduje się żywa istota, większość jednak aktywnie poszukuje dla siebie pokarmu. Ghule czy zombie, jak zaczyna się nazywać tych nieszczęśników, widziane są zwykle w najciemniejszych i najbrudniejszych zakamarkach Bostonu. Najczęściej wloką one swoje gnijące ciała od śmietnika do śmietnika w poszukiwaniu resztek mięsa, coraz częściej jednak zgłaszane są przypadki ataków na zwierzęta domowe i samotnych przechodniów. Co ciekawe, przebywający na wolności chorzy zdają się instynktownie łączyć w grupy, choć nikt nie jest w stanie potwierdzić, iż w jakikolwiek sposób komunikują się ze sobą.
Pomimo wysiłków wielu z najbardziej utalentowanych przedstawicieli świata medycyny, wciąż nie udało się odnaleźć skutecznego leku na hipergangrenę. To, że ustalono sposoby profilaktyki przeciw temu straszliwemu schorzeniu dla wielu wydaje się dość marnym pocieszeniem. Otóż sposoby rozprzestrzeniania się zgnilizny nie różnią się zbytnio od sposobów rozprzestrzeniania się wirusa HIV, przy czym możliwość kontaktu płciowego z chorym wydaje się mało prawdopodobna tylko, jeśli nie uwzględni się wampirów, u których wiele czasu mija przed wystąpieniem pierwszych wyraźnych symptomów. Źródło zarazy do dnia dzisiejszego pozostaje tajemnicą, istnieją jednak podstawy do podejrzeń, iż jest ona dziełem nekroinżynierii, najprawdopodobniej wymierzonym z premedytacją przeciw całemu Nowemu Bostonowi i jego obywatelom.
Napęd WeiraDomorosły wynalazca, Christopher Weir, nawet nie przypuszczał jak dramatycznie i gwałtownie jego odkrycie zmieni oblicze świata. Rewolucję, którą rozpoczęło wprowadzenie napędu antygrawitacyjnego, trudno objąć umysłem. Zmieniło się wszystko, począwszy od sfer tak oczywistych jak transport, logistyka oraz formy prowadzenia działań bojowych, a skończywszy na sposobach planowania miast, kodeksie ruchu drogowego i rodzajach ubezpieczeń.
Hovery – pojazdy wyposażone w napęd Weira – bardzo szybko wyparły z użytku zarówno ustępujące im pod względem manewrowości śmigłowce jak i wymagające przepastnych lądowisk samoloty. Przeciętna maszyna tego typu wyglądem przypomina wysokiej klasy auto z przyciemnianymi szybami, którego koła zastąpione zostały metalicznymi dyskami nachylonymi do ziemi pod kątem czterdziestu pięciu stopni. Tarcze te lśnią bladobłękitnym światłem, kiedy napęd jest w trybie aktywnym. Nieomylnym znakiem działającego napędu jest także specyficzny, niski, buczący dźwięk. Coś przywodzącego na myśl ogromnego trzmiela uwięzionego w metalowym pojemniku.
Wszystkie hovery przeznaczone do użytku cywilnego są standardowo nieuzbrojone. Pojazdy policyjne są opancerzone, ponadto najczęściej wyposażone w dwa działka automatyczne dość imponującego kalibru oraz dwa lub cztery pociski EMP. Jednostki powietrzne TANK nie przypominają wyglądem żadnego dwudziestowiecznego pojazdu ani urządzenia będąc jednocześnie pojazdem i pilotem. Ich obłe, srebrzące się ciała występują w wielu odmianach, z których każda przystosowana jest do innych zadań, zawsze jednak są uzbrojone po zęby i niemal niewrażliwe na broń konwencjonalną.
- Spoiler:
Latające Jednoślady?
Pojazdy antygrawitacyjne projektowane na modłę motocykli są niewątpliwie rzadkością na podniebnych autostradach Bostonu, drogą zabawką dla rozpieszczonych synów i córek korporacyjnych dyrektorów. Dla większości młodzieży pozostają niedościgłym marzeniem, natomiast dla przeciętnego użytkownika hovera – zagrożeniem dla bezpieczeństwa podniebnych autostrad.
Należy zaznaczyć, iż hoverbike pod wieloma względami różni się od tradycyjnego motocyklu. Po pierwsze, jest co najmniej o połowę dłuższy, a także znacznie szerszy od przeciętnego jednośladu. Po drugie, tak jak zwykły hover, posiada nie dwa, lecz cztery dyski antygrawitacyjne, co umożliwia prawidłowe manewrowanie. Po trzecie, miejsce kierowcy standardowo osłonięte jest owiewką podobną tym chroniącym kokpity dawniejszych odrzutowców. W efekcie typowy hoverbike przypomina drapieżnie wyglądającą krzyżówkę pokrytego chromem ścigacza, jednoosobowego batyskafu i torpedy w krzykliwym kolorze.
Zdarzają się osoby, które z różnych powodów modyfikują te drogie pojazdy. Niektóre z subtelniejszych form uzbrojenia pomagają szybko i skutecznie zgubić ewentualną pogoń, podczas gdy dodatkowe cylindry manewrowe pozwalają sprawnemu kierowcy na nieprawdopodobne wręcz wyczyny kaskaderskie. Niestety, a może na szczęście, przepisy zabraniają tego typu personalizacji jednoosobówek, a policja skrupulatnie korzysta z prawa konfiskaty pojazdów niespełniających wymogów bezpieczeństwa.
NexusBudowla zwana również Wieżą z Kości Słoniowej lub Wszystkowidzącym Okiem stoi w samym sercu Nowego Bostonu i dominuje nad całym miastem. Jest to centrum administracji, sala obrad Rady Dziesięciu i pomniejszych włodarzy Bostonu. Nexus funkcjonuje także jako siedziba Autorytetu i monument wzniesiony ku jego/jej czci. Dla wielu jednak owa kolosalna piramida ze szkła is stali pozostaje symbolem opresji technomantów.
OrgonUpadek infrastruktury kraju oraz handlu międzynarodowego, które nastąpiły krótko po Błysku, w bardzo krótkim czasie pozostawiły większą część świata pozbawioną energii. Wtedy to właśnie, podczas gdy po pogrążonych w mroku ulicach Bostonu szalała anarchia, Autorytet przyjął na swoje barki ciężar przywództwa przynosząc ludziom światło - orgon. Tylko dzięki technologii umożliwiającej czerpanie energii z substancji Cienia udało się przywrócić w mieście porządek, a następnie zażegnać niebezpieczeństwo z drugiej strony Bariery.
Obecnie, potężny i ściśle strzeżony kombinat znajdujący się na południowo-wschodnim krańcu wyspy dostarcza energii praktycznie każdemu zakątkowi Bostonu. Żaden z obywateli nie zna szczegółów wydobywania orgonu, a jedynie garstka specjalistów rozumie proces przetwarzania go w energię elektryczną, niemniej póki wszystko działa jak należy, niewielu te zagadnienia tak naprawdę obchodzą.
Większe urządzenia wymagające autonomicznego źródła zasilania posiadają własny procesor zdolny przetwarzać orgon ze specjalnie dopasowanych baterii. W ten właśnie sposób zasilane są hovery, jak również zwykłe samochody. Ich baterie wystarczają średnio na miesiąc użytkowania bez konieczności wymiany. Mówi się, że zbroje TANK zasilane są surowym, nieprzetwarzanym orgonem.
PodmrokPieszczotliwa nazwa dla terenów znajdujących się bezpośrednio pod miastem. Otóż sieć kanalizacyjna i metro nie zniosły najlepiej oddzielenia się Boston Island od reszty Ameryki i stanowią obecnie mroczny, na wpół zatopiony labirynt pełen nienazwanych potworności. Mówi się, że zamieszkują go legiony półludzi pragnących upadku technomantów oraz zniewolenia ludzkości; w tym wykolejeńcy pokroju Ordo Dracul i Kręgu Wiedźmy. Kilka lat temu Autorytet wysłał tam komando TANK, ale słuch po nich zaginął. Zdrowi na umyśle ludzie nigdy nie zapuszczają się w nieużywane (czy choćby nieoświetlone) części kanałów, a bezdomni rzadko śpią w pobliżu płyt i krat ściekowych.
PurgatoriumPółludzkie getto na obrzeżach Nowego Bostonu oddzielone od reszty miasta potężnym czarnym murem. Dom dla tych półludzi, którzy nie mogą znieść rasistowskiego traktowania i kontroli technomantów. Teoretycznie część Bostonu, lecz Autorytet nie wydaje się nią ani trochę zainteresowany z wyjątkiem okresów, kiedy wybuchają tam otwarte konflikty. Wtedy do akcji wkracza TANK. Prawo wyznaczają tam najsilniejsi, a ludzie w okolicy zwykle znikają bez śladu.
ReligiaChrześcijaństwo nie umarło, choć było zmuszone zaadaptować swoją doktrynę do odkryć dotyczących ludzkiej duszy, natury Hisilu i tym podobnym rzeczom. Kościół Krwi Chrystusowej głosi, (niespodzianka) że Błysk był jednym ze znaków Apokalipsy, a klątwa nieśmierci, czy likantropii to nic innego jak piętno szatana. Nie można zaprzeczyć, że np. wampiry zwykle nie wybierają swojego losu, lecz nie zmienia to faktu, iż umierając tracą oni łaskę Boga, a ta może być wybłagana jedynie przez życie w wierze i oddaniu Kościołowi i ludziom. Naturalnie, wśród wyznawców zdecydowanie przeważają śmiertelni, choć należy też do niego garstka upodlonych wampirów. O magach mówi się w Kościele, że posiedli siłę aniołów, by walczyć w imię Pana ze sługami diabła. Wielu bardzo odpowiada taka rola. Uratha nie mają tu czego szukać. Posługujący się demagogią i podrzeganiem tłumów przywódcy duchowi Kościoła potrafią często zablokować projekty mające na celu polepszenie sytuacji bostońskich półludzi. Wokół Kościoła gromadzi się również wiele organizacji pokroju KKK.
Jak grzyby po deszczu rosną przeróżne sekty porównywalne do neopogan, czy też wiccan i, chociaż większość z nich to nic więcej jak modny sposób na wywalanie pieniędzy w błoto, zdażają się poważne kulty animistyczne nie tak dalekie od wyznań wilkołaków sprzed wielkiego kataklizmu. Naturalnie, większość uduchowionych Uratha znajduje ukojenie właśnie w takich kręgach. Kult totemów jest jednak zabroniony, a jego wyznawcy represjonowani, toteż większość sekt tego typu bardzo ostrożnie dobiera potencjalnych rekrutów.
Buddyzm zadziwiająco łatwo przyjął nadejście Błysku i związaną z nim rewolucję. Pozostając ruchem propagującym wewnętrzną równowagę i prawo do życia wszystkich istot, stał się bardzo popularny wśród Uratha, nieumarłych, a także niemałej ilości magów. Buddyści (półludzcy, śmiertelni, a także Przebudzeni) są dość często zwolennikami, a nawet działaczami lub wspólnikami, DRA.
Islam i Judaizm przetrwały (również zmodyfikowane wobec odkryć, które przyniósł Błysk), lecz ich wpływ w Bostonie jest marginalny. Żydzi i muzułmanie mieszkają w maleńkich, ksenofobicznych enklawach, zwykle niedaleko Purgatorium, toteż ich poglądy o półludziach są zbliżone do chrześcijańskich z tym, że bardziej radykalne. Ich wpływy są jednak nikłe. Magowie wychowani w tych religiach należą do najgorliwszych zwolenników ograniczania praw (i populacji) nadnaturali.
Z niezliczonej ilości apokaliptycznych kultów najgorszą sławą cieszy się Krąg Braci w Nowym Ciele. Efekty makabrycznych praktyk tej sekty regularnie pojawiają się w mediach, lecz nie wywołują już takiej sensacji, jak niegdyś. Ignorowanie ich jest jednak błędem, gdyż Krąg istnieje niezmieniony od wielu setek lat. Według niektórych, powstał na krótko po Błysku. Według innych - na długo przed nim. Sami kultyści twierdzą, iż Krąg istniał od początku czasu, ale takie stwierdzenia są z oczywistych powodów mało wiarygodne. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż sekta utrzymuje kontakt z istotami, które można by nazwać demonicznymi lub anielskimi. Nikt tak na prawdę nie zna nawet przybliżonej liczby wyznawców, wiadomo jednak, że pochodzą oni z niemal wszystkich ras i warstw społecznych. Fani spiskowej teorii dziejów mówią o Braciach na wysokich, korporacyjnych stanowiskach i w mediach, o zinfiltrowanej przez Krąg Radzie Dziewięciu, a nawet o Autorytecie będącym ich przywódcą.
Najbardziej rozpowszechnionym światopoglądem pozostaje jednak ateizm w nieoświeconym, pozbawionym sensu i nadziei wydaniu.
SferaMetaPolis, projekt o dość pompatycznie brzmiącej nazwie, był w założeniu próbą przywrócenia czegoś na kształt przedbłyskowego Internetu – ogólnodostępnego i łatwego w obsłudze źródła fałszywych informacji oraz sprzymierzeńca telewizji w jej dziele otępiania mas. Szybko okazało się, iż nawet tak ograniczona wersja niegdyś ogólnoświatowego wysypiska danych błyskawicznie zdobywa uznanie i popularność wśród mieszkańców Bostonu, działo się to jednak w znacznym stopniu dzięki wprowadzeniu najnowszych rozwiązań technicznych w dziedzinie interfejsu. Otóż Internet przestał być wyłącznie wyświetlaną na ekranach monitorów gazetą, której treść przetykana była tu i ówdzie odrobiną muzyki lub filmu. Mamy przecież dwudziesty piąty wiek. Dziś zakładasz v-set, wpinasz neurozłącza, podajesz login i hasło, a następnie twoja świadomość zostaje wessana pod postacią zerojedynkowego szyfru w głębiny cyfrowego oceanu, w rzeczywistość nie do końca wirtualną, świat wewnątrz świata. Metaprzestrzeń.
Wczesne oblicze Sfery było tworem dość prymitywnym w porównaniu z jej dzisiejszą formą. Możliwości zawarte w skrócie WWW, charakterystycznym dla przedbłyskowego Internetu, przeszły do historii wraz większością ludzkiej populacji, toteż struktura MetaPolis musiała oprzeć się całkowicie na placówkach rządowych, oddając się tym samym pod kontrolę Autorytetu i Rady Dziewięciu. W czasie rozbudowy systemu ulicznych terminali nowa cyberprzestrzeń promowana była jako sieć informacyjna budowana niejako przez obywateli dla obywateli, a także nowy dom dla niezależnych mediów, usankcjonowany przez rząd pod naciskiem opozycji. W rzeczywistości pierwotne MetaPolis służyło w dużej mierze jako narzędzie szerzenia technokratycznej propagandy oraz przedłużenie aparatu inwigilacji. Przynajmniej do 23 października 2388 roku. Do dnia, w którym pewna tajemnicza siła wyłamała wszystkie drzwi w owym mieście wewnątrz miasta.
Dokładnie siedemnaście sekund upłynęło od pierwszego alarmu w centrum administracji MetaPolis do niemal całkowitego paraliżu kluczowych systemów bezpieczeństwa. Korespondencja, konta bankowe, policyjne kartoteki, karty zdrowia i programy leczenia, ściśle tajne rządowe dokumenty; jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie bazy danych miasta stanęły otworem dla niezidentyfikowanego agresora i każdego użytkownika, któremu akurat przyszła do głowy próba dobrania się do ich zawartości. Jedynie błyskawiczna reakcja służb bezpieczeństwa – całkowite zamknięcie zinfiltrowanego MetaPolis – uchroniła większość obywateli od strat materialnych oraz szkód w rodzaju kradzieży tożsamości. Co najważniejsze, pozwoliła ona uniknąć krachu ekonomicznego, a być może i całkowitej anarchii. Dostęp do sieci otwarto ponownie po dwóch dobach, lecz po ponownym zalogowaniu użytkownicy przekonali się, iż ich jak dotąd hermetyczne wirtualne miasto wcale nie wyznacza granic metaprzestrzeni. Ci, którzy odważyli się wykonać krok poza uporządkowany system binarnych infostrad Bostonu, przekonali się iż wokół rozciąga się przeogromny, chaotyczny infoświat. Migotające kalejdoskopowymi barwami strzępy informacji, spektakularne fluktuacje ognistozłotych i ametystowo-szmaragdowych obłoków mutującego oprogramowania, krzyczące kolorami i dźwiękiem z multifasetowych neonów relikty dwudziestowiecznej kultury masowej.
Sposób w jaki cokolwiek mogło zaistnieć poza obrębem sieci bostońskich terminali (i poza nadzorem aparatu kontroli informacji) pozostaje tajemnicą dla znakomitej większości społeczeństwa. Oczywiście, wokół problemu zrodziło się mrowie najdziwniejszych teorii. Tak naprawdę jednak tylko najbardziej dociekliwi nie przestali zadawać pytań, podczas gdy rzesze użytkowników najzwyczajniej w świecie zaakceptowały swoją nowoodkrytą wolność. Być może datasfera – nazwa ta prędko przylgnęła do owego zaskakującego tworu – jest pozostałością po jakiejś tajnej, dwudziestowiecznej sieci satelitarnej, której część jakoś przetrwała Błysk. Być może to porzucony eksperyment innego megalopolis. Może to zawartość bazy danych Nexus, którą z pilnie strzeżonych systemów wywlókł skuteczny atak hakerów. Możliwe też, że Rada Dziewięciu nie kłamie oświadczając, iż nie miała o niej pojęcia. Ba, możliwe że wszystko to – jak twierdzą domorośli ufologowie - jest porzuconym tworem obcych, bałaganem pozostawionym po sekcji zwłok naszej cywilizacji. Dla większości podobne spekulacje wydają się jałowe.
Datasfera poraża swoim ogromem i jest w większości niezbadana. Być może odrobinę niebezpieczna, ale również częściowo plastyczna i w dużej mierze pozbawiona rządowego nadzoru. Jeśli gdzieś w Bostonie można jeszcze być wolnym, to do miejsca tego prowadzi wtyczka neurolinka.
Tak jak napęd Weira wyparł z użytku tradycyjne latające pojazdy, tak tradycyjne media porzuciły swą dawną formę na rzecz nowej, tańszej i efektywniejszej. Telewizja i radio transmitowane są wyłącznie przez datasferę, na niej też w całości opiera się sieć telefoniczna. Pomimo iż ludzie wciąż są bardzo przywiązani do noszenia przy sobie gotówki, duża część transakcji finansowych wykonywana jest przy użyciu wirtualnych pieniędzy. Nawet prasa w znakomitej większości wydawana jest w postaci cyfrowej, choć w konkurencji z interaktywnymi talk-shows, wulgarną i brutalną reality TV, coraz bardziej szokującymi teleturniejami, tonami otępiającej inforozrywki oraz generowanymi w czasie rzeczywistym teledyskami jej popularność nieustannie maleje. Tak czy inaczej, sfera jest nieodłącznym elementem życia obywatela Nowego Bostonu i nikogo nie powinno dziwić, iż każdy prócz najstarszych z domów wyposażony jest w łącze.
Konto użytkownika zakładane jest przy użyciu wyszukanych środków bezpieczeństwa, niczym konto bankowe, a jego numer i dane traktowane na równi ze szczegółami karty ID czy prawa jazdy. Opłaty różnią się w zależności od ilości i jakości wykupionych usług, jednak każdy pracujący mieszkaniec miasta może z łatwością pozwolić sobie na podstawowy pakiet telewizyjny wraz z dostępem do sieci. I każdy, z wyjątkiem fanatycznych technofobów, z tego przywileju korzysta.
- Spoiler:
Cyfrowe Delirium
Już dwudziestowieczni uczeni zdawali sobie sprawę z tego, iż rozwój cyfrowego zapisu danych i błyskawicznej komunikacji masowej mógłby potencjalnie doprowadzić do przeładowania naszych umysłów. Nawet wtedy strumień informacji generowany przez telewizję i internet znacznie przekraczał możliwości percepcyjne ludzkiego mózgu, który odbierał ów zalew jako zagrożenie i w reakcji stopniowo wyłączał obszary odpowiedzialne za wyższe funkcje. Między innymi empatię.
Naturalnie, zdecydowana większość mieszkańców Bostonu jest przystosowana do szalonego tempa życia w mikroświecie, jakim jest megalopolis dwudziestego piątego stulecia. Nikogo nie zastraszają światła sloganów reklamowych migoczące na każdym kroku z holograficznych neonów. Nikogo też nie przytłacza codzienne bombardowanie sondażami, bieżącymi wiadomościami i stronniczymi komentarzami z setek najróżniejszych stacji datasfery. Nikogo nie niepokoi pędząca na złamanie karku moda, ani kolejne nowinki techniczne, które należałoby przyswoić. Świat na nikogo nie czeka, nie ma co się skarżyć. A jednak, życie w oku informacyjnego cyklonu oraz związane z nim ciągłe wymaganie wielozadaniowości nadal wiąże się z dużym kosztem emocjonalnym.
Umysły obywateli Bostonu, bez przerwy przetwarzając rosnące stosy danych, są ustawicznie w stanie przeciążenia. Nie mają czasu i nie są w stanie należycie przetwarzać transmitowanych przez media skandali, tragedii i obrzydliwości toteż nic nie wywołuje publicznego oburzenia. Jednocześnie mieszkańcy miasta uciekają we własne sprawy, problemy dnia codziennego, aby uniknąć poczucia frustracji i lęku towarzyszącego świadomości nienadążania mentalnie za rozpędzonym światem. Lawina sygnałów medialnych otępia ich i zobojętnia na otaczające problemy.
SystemSystem rejestracji półludzi, pomimo tego, iż minęło prawie sto lat od jego wprowadzenia, pozostaje średnio udanym eksperymentem socjologicznym. Ideą inspirująca jego powstanie było stworzenie społeczeństwa, w którym ludzie i półludzie byliby w stanie pokojowo koegzystować. Biorąc pod uwagę chociażby drapieżczą naturę Uratha, czy wampirzą potrzebę picia ludzkiej krwi, jest to niemałe wyzwanie dla aparatu prawa, dlatego też półludzie w Bostonie podlegają dość surowej kontroli.
- Każdy półczłowiek nie później niż miesiąc po swojej przemianie jest zobowiązany do zgłoszenia się w Centrum Rejestracji Półludzi. Tam otrzymuje nową kartę ID (którą należy aktualizować co kwartał), identyfikującą go jako legalnego półludzkiego obywatela Bostonu. Prawo to nie dotyczy magów, którzy odsyłani są do tzw. Akademii na szkolenie mające przygotować ich do włączenia się do aparatu władzy. Ich rodziny otrzymują spore odszkodowanie, jako że od tej chwili ich dziecko staje się niejako własnością miasta. Magowie Bostonu zrywają wszelkie kontakty ze swoimi rodzinami.
- Każdy oficer policji jest uprawniony do zatrzymania półczłowieka w każdej chwili w celu sprawdzenia jego tożsamości. Półludzie bez ważnego ID są natychmiast aresztowani, a w razie stawiania oporu neutralizowani. Co więcej, zabicie półczłowieka aktywnie stawiającego opór policji nie jest nadużyciem siły. Policja skrupulatnie z tego uprawnienia korzysta.
- Niektórzy półludzie są monitorowani przez służby specjalne, co dla większości jest dość stresującą wizją. Żaden nie jest tego świadom dopóki po takim, czy innym wybryku u jego progu nie stają faceci w czerni. Słowo klucz w takich przypadkach to ewaporacja. Nikt się o ciebie nie upomni. Nikt cię nie będzie szukał. Nikt nie piśnie o tobie słówka. Będzie tak, jakbyś nigdy nie istniał.
- Odprawianie rytuałów (zwłaszcza Cruac) jest niezgodne z prawem i surowo karane. Dary i Dyscypliny są legalne, ale duża część społeczeństwa krzywo patrzy na tych, którzy z nich korzystają. Wszelkich form dominacji lepiej używać subtelnie, a wszelkich mocy bojowych - po kryjomu lub w obronie własnej.
- Chociaż technomanci kontrolują większość loci, nie sposób przewidzieć gdzie i kiedy powstaną nowe. W wypadku natknięcia się na niezapieczętowany locus, obywatel zobowiązany jest do powiadomienia o tym władz. Przechodzenie do Cienia przez nieuprawnione jednostki jest nielegalne. Na szczęście wraz z błyskiem Hisil przelał się częściowo do świata materialnego, dlatego wilkołaki nie cierpią zbytnio z powodu tej restrykcji
.
- Uratha co pół roku muszą zgłaszać się na sesję psychoterapeutyczną i po odbiór leków uspokajających. Częściej, jeśli wymagają tego okoliczności lub wymiar prawa.
- Wampiry mogą zapisywać się w Centrum Rejestracji Półludzi na program żywieniowy. Ponieważ nie każdy wampir ma tolerancyjnych przyjaciół, którzy użyczą mu swojej vitae (choć wśród młodych ludzi takie przyjacielskie krwiodawstwo jest swego rodzaju modą), mogą one dostawać krew na kartki. Vitae ta pobierana jest od więźniów odsiadujących wyrok tak często jak to tylko możliwe (bez względu na ich chęć do kooperacji), lecz i tak większość uczestników programu to wampiry o dość bladych obliczach. Żerowanie na kimkolwiek wbrew jego woli jest nielegalne.
- Przemiana kogokolwiek w wampira jest nielegalna i surowo karana. Jeśli występują okoliczności łagodzące, kara może być ograniczona do tymczasowego, przymusowego letargu. Wampiry nigdy nie dostają celi, a jedynie szuflady w kostnicy.
Tactical Assault Nexus KorpsTANK to prywatna armia Autorytetu. Jednostka specjalna do pacyfikacji większych zagrożeń. Nie widać ich zbyt często na ulicach i całe szczęście, bo kiedy te chodzące czołgi wyjeżdżają ze swojej kwatery głównej na miasto, można mieć pewność, że ich impreza będzie
wystrzałowa. Rytm wystukiwać będą karabiny nieprawdopodobnie dużego kalibru, za wokal robić będą krzyki umierających, a za bas - eksplozje wstrząsające miastem.
Technomagia Każdy obywatel zdaje sobie sprawę z tego, że niemal każdy przedmiot (miecz, pistolet, kolczyk, tatuaż, toster, kino domowe) można ulepszyć nadając mu magiczne właściwości. Szczegóły owego tuningu zależą od fantazji klienta, możliwości wynajętego zaklinacza oraz od oferowanej ceny. Wśród klasy średniej jak również w górnych partiach miasta dominuje w tym polu terminologia technomancji. W końcu odpowiednio zaawansowana technologia nie jest odróżnialna od magii i na odwrót. Zaklinanie zyskuje nowy prestiż jako augmentacja. Magia, jako coś niezrozumiałego i chaotycznego, ma zdecydowanie negatywne konotacje. Tymczasem, na ulicach dolnego miasta, zwłaszcza wśród biedniejszych obywateli, otwarcie mówi się o magicznych talizmanach, czarodziejskich napojach, a także zaklętej broni. Oczywiście, uczciwi zaklinacze - nie mówiąc już o oficerach policji - krzywo patrzą na klientów pragnących nabyć wspomagany magią pistolet lub kij baseballowy, toteż dla bezpieczeństwa miasta i jego obywateli wszelka bojowa technomagia w posiadaniu nieuprawnionych obywateli jest nielegalna, a za jej posiadanie grozi odsiadka.